„Jesteśmy pie*dolonymi masochistami. Ten ból nas chyba podnieca, bo ciągle się nie zmieniamy”.
Masochistka - to słowo chyba rzeczywiście najlepiej mnie określa. Bo czy istnieje jakieś inne racjonalne wytłumaczenie moich zachować? Jak boli to się czuję dobrze. Wiem, wiem.. dziwne. Nie potrafię tego zrozumieć i przełknąć. I co z tego, że zdaję sobie sprawę z tego, że tak jest, ale nie wiem jak miałabym to w sobie zwalczyć. Próbowałam, naprawdę i … i nie potrafię. Można zwalczyć wady, cechy charakteru, zmienić się, zmienić życie, ale czy można tak po prostu, na pstryknięcie palcami zmienić uczucia i emocje,?
„A ja to widzę i jestem bezradny jak ty..
Wiesz co jest najgorsze, że uczę się z tym żyć
i staję się tym, kim najbardziej nie chciałem być,
stoi przy mnie tyle osób, a nie zna mnie prawie nikt”
Paradoks - no bo jak może być dobrze, jak jest niedobrze, a niedobrze, jak jest za dobrze? A może to kwestia przyzwyczajeń? Może takie uczucie zostało tak mocno we mnie zakorzenione, że dziwnie jest, jak go brakuje? Wariuję!!
Inny przykład - mogę, to nie chcę, a jak chcę, to nie mogę. Czy ktoś potrafi mi odpowiedzieć, jak to jest możliwe? Czemu uparcie odpycham od siebie dobre rzeczy, dobrych ludzi? Jestem zła na siebie – tym bardziej, że wiem, że wrócę po więcej i będę się dusić przez kaca moralnego. Tak, kopcie, bijcie, okaleczajcie mentalnie, a jeszcze będę Wam wdzięczna. Jakieś namiary na dobrego psychiatrę?
Chociaż podobno:
„To live is to suffer, to survive is to find some meaning in the suffering.”
– w wolnym tłumaczeniu - „Żyć to cierpieć, a przetrwać to odnaleźć sens w cierpieniu.” – coś w tym musi być, coś w tym zdecydowanie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz